czwartek, 22 kwietnia 2010

Ukrzyżowany przez los



Chciał być lekarzem. Chirurgiem. Od dziecka marzył by leczyć innych. Był zręcznym, żywym chłopakiem. Wspinał się na drzewa i ciągał dziewczynki za warkocze. W nauce celował. Pilny i zdolny. Nauka przychodziła mu bez problemu. Rodzice byli zadowoleni z syna. W ukryciu marzyli, aby wyrósł na dobrego i wykształconego człowieka. Mama była skromną robotnicą, ojciec również. Skromnie się żyło. Mieszkanie zawilgocone, a na nowe nie było pieniędzy.

Byłem bardzo żywym chłopcem i ciekawym świata. Wszystko mnie interesowało. Chciałem uczyć się wszystkiego jak leci, bez zwracania uwagi na to, czy mi się przyda, czy nie.

Dorastał pomimo skromnych warunków i stawał się coraz bardziej samodzielny. Pewnego dnia po skończonej lekcji wychowania fizycznego poczuł się nie najlepiej. Wydawało mu się, że traci równowagę.

Epizod powtórzył się wielokrotnie. Cóż było robić? Poszliśmy z mamą do lekarza - powiada Alek.

Lekarz powiedział to, czego nie chcieli słyszeć: “Istnieje podejrzenie o stwardnienie rozsiane”. Tamtego dnia płakaliśmy z mamą. Ona cierpiała podwójnie. I odtąd zaczęły się wizyty u różnych medyków. Mama Alka jest “złotą kobietą”o wielkim sercu. Jej cierpliwość jest ogromna. Poświęciła się całkowicie dla syna.

Ileż to czasu spędziłam w kolejkach, by kupić podstawowe produkty do jedzenia, by dostać leki. Mój mąż nie ma takiej cierpliwości i zaraz się złości. Zwala wszystko na życie, na rząd, na polityków - mówi niska kobiecina z pooraną zmarszczkami twarzą.

Życie Alka upływa między szpitalem a domem. Bywają okresy, gdy nie mówi ani rusza się. Jest sparaliżowany. Wtedy jego matka czuwa nad nim i daje mu do jedzenia łyżeczką, jak małemu dziecku. A ma już ponad czterdzieści lat. Między nimi jest silna więź.Nierozerwalna.

Ona ma anielską cierpliwość i ufa Bogu, wierzy że kiedyś mój stan polepszy się. Czytam książki medyczne i wiem, że będzie coraz gorzej. Niestety, stwardnienie rozsiane jest ciężką, przewlekłą chorobą i kończy się śmiercią - mówi Alek.

Przyjaźnił się kiedyś z kobietą. Trwało to parę lat. Miała córkę, Natalkę. Los chciał, że dziewczynka w wieku 12 lat utonęła w jeziorze. Od tego zdarzenia Alek zmienił się.

Zacząłem szukać sensu życia. Byłem niewierzący. Chodziłem do księży z dręczącymi mnie pytaniami. Chodziłem do baptystów, ewangelistów, Wszyscy mówili, że trzeba wierzyć w Boga i przekonywali mnie do swojej rełigii – mówi.

Przez długi czas interesował się religią, aż zaczął gorliwie wierzyć w Boga. Podarowano mu Biblię. Zaczął ją czytać regularnie.

Po przeczytaniu fragmentu Pisma św. rozważałem myśli, które Bóg mi chciał przekazać. Każdego dnia co innego mi mówił. Często prosił mnie o cierpliwość. Kazał mieć nadzieję i nie przejmować się – mówi Alek.

Pewnego dnia przyjaciółka zawiodła. Znalazła sobie zamożnego lotnika. Odeszła od niego. No bo i kto chce być z kaleką?

Znaliśmy się dziewięć lat. Odeszła, bo miał pieniądze. A ze mną co miałaby? Jakie życie? Musiałaby opiekować się jak małym dzieckiem- mówi ze smutkiem.

Alek ma chwiejny chód. Używa laski. Ale ludzie egocentrycznie myślą o sobie. W autobusie nie chcą ustępować miejsca. Każdy jak wejdzie przepycha się, jakby miało dla niego zabraknąć miejsca.

Sami egoiści jeżdżą, pchają się, popychają, nie patrzą, że mam laskę. Powariowali. Dziś nikt nie ma szacunku dla niepełnosprawnych. Są tylko zakałą, no nie?

Zdarzają się też i dobrzy ludzie. którzy potrafią się wczuć w dramat innych ludzi. Poznał kiedyś dziewczynę, która przesyłała mu z daleka leki i nawet żywność. Robiła to ze szczerością i empatią. Ta przyjaźń trwa do dzisiaj. Cudownie przyjaźnić się z kimś dwadzieścia lat. Czas nie zniszczył uczucia. To dodaje mu sił w jego szarej codzienności.

Mama zmarła sześć lat temu na raka płuc. Z tatą płakaliśmy długo. To była cudowna kobieta. Tata miał nawet depresję. Ale cóż było robić? Niestety, trzeba nadal jakoś żyć - ze smutkiem w głosie mówi mężczyzna.

Alek niesie swój krzyż już trzydzieści lat. Można rzec: całe życie. Jest on ciężki, bardzo ciężki, czasem wydaje się, że nie da się unieść dłużej. Wtedy pada na kolana i prosi Boga. O siłę. Bóg go wysłuchuje. Następnego dnia znów staje się silny.

Tylko dzięki Chrystusowi odzyskałem moc. Bez niej nie wyobrażam sobie życia. On sprawia, że dni są jasne. pomimo fizycznego cierpienia – uśmiecha się.

Ukrzyżowany przez los ma w sobie dużo ciepła i chętnie dzieli się z innymi. Stara się pomóc zrozumieć życie tym, którym wiatr nie wieje w oczy. Ma wielką misję do spełnienia. “Kto wierzy, niech słucha”.